Moto

Cła na elektryki z Chin będą gamechangerem? Azjatycki tygrys się nimi nie przejmuje. Nic a nic!

Niebieski samochód marki LG z wpiętą wtyczką podczas ładowania baterii trakcyjnej
Cła na elektryki z Chin? Azjatycki tygrys się nimi nie przejmuje. Nic a nic! (fot. MG)
podpis źródła zdjęcia

Unia Europejska wprowadziła cła na samochody elektryczne pochodzące z Chin. W ten sposób wspólnota chciała powiedzieć szach i mat firmom z Dalekiego Wschodu, które planują ekspansję na rynku europejskim. Czy ten zabieg się udał? PR-owo i na papierze z pewnością tak. W praktyce to chyba Chińczycy okazali się bardziej cwani.

Chińskie samochody elektryczne są tanie. Powód? Bo w Chinach jest tańsza energia, siła robocza i materiały. Dodatkowo producenci mogą liczyć na rządowe dopłaty do produkcji. Ostatni z powodów zadecydował o tym, że na e-pojazdy z tego właśnie kraju importowane do UE nałożone zostały wysokie cła. Te wynoszą od 7,8 do 35,3 proc. Podatki mają wyrównywać szanse europejskich producentów w walce z chińskimi rywalami. Europejskich producentów, który na mocy regulacji UE wspierani przez rządy być nie mogą.

Czy 35-proc. cła zatrzymają chińską ofensywę na rynku moto?

Cła dość mocno skomplikowały sytuację chińskich marek. Te planowały uderzenie na Europę. Z tym będzie jednak poważny problem. Bo przy podatku importowym sięgającym nawet 35 proc., cena elektryka z Państwa Środka przywiezionego do Europy przestanie być atrakcyjna. Danina ją zjada. Bez atrakcyjnej ceny chińskie pojazdy z kolei mogą nie mieć większych szans w starciu z europejską konkurencją. Włodarzom UE pojawił się zatem uśmiech na twarzy? Oczywiście. Ale warto wiedzieć o tym, że nie tylko im...

 

35-proc. cła nie zatrzymają ofensywy chińskiej. To więcej niż pewne. I, jak informuje Reuters, zadecydują o tym dwa powody. Pierwszy jest taki, że Chińczycy tak właściwie nie mają wyjścia. Wychodząc "na zewnątrz", muszą spojrzeć w kierunku Europy. Bo nasze cła i tak są niskie. W USA czy Kanadzie mają one wartość 100 proc.! Drugi jest taki, że chińscy producenci mają potworny problem z nadprodukcją pojazdów. Muszą je gdzieś sprzedawać, bo rynek wewnętrzny jest już nasycony. Dlatego Europa może się okazać kluczowym z nowych rynków zbytu.

Cła na elektryki? Chiny przerzucą się zatem na hybrydy

Chińczycy nauczyli się zatem falandyzacji prawa. Biorą przepisy, które mają utrudnić im życie, a następnie poszukują w nich luk. W tym przypadku znalezienie kruczka trudne wcale nie było. UE sama "wystawiła się na strzał". Skoro cłami obłożone są tylko samochody elektryczne, chińskie marki postanowiły skupić się na oferowaniu kierowcom w Europie... hybryd, w tym hybryd plug-in. Takie auta nie są bowiem obkładane zaporowymi daninami.

 

Powyższy schemat nie jest czysto potencjalny. Coraz mocniej widać go w rynkowych danych. W trzecim kwartale 2024 r. Chińczycy "przywieźli" do Europy 18 proc. aut hybrydowych i typu PHEV. Dla porównania w drugim kwartale było ich 15 proc., a pierwszym zaledwie 9 proc. Jednocześnie maleje udział elektryków. Między drugim i trzecim kwartałem 2024 r. spadł z 71 do 58 proc.

Europejczycy kochają hybrydy. Nikt jednak nie ma tańszych HEV-ów od Chińczyków

Pójście w kierunku napędów hybrydowych jest bez wątpienia cwanym krokiem ze strony marek chińskich. Taki model pozwoli bowiem im wpisać się w pierwszą koncepcję ekspansji. Firmy zaoferują tanie auta, wkupią się w łaskę klientów i będą czekać na rozwój sprzedaży. Tyle że także i to zadanie wcale łatwe do wykonania się nie okaże. Szczególnie że hegemon europejskiego rynku hybryd jest jeden. Mowa o Toyocie. Marka między styczniem a październikiem sprzedała na Starym Kontynencie 912 671 samochodów. Aż 75 proc. z nich to hybrydy.

 

Te dane jasno pokazują, że Chińczycy nie powinni liczyć na szybką ekspansję. Wygryzienie takiego lidera łatwe z pewnością nie będzie. Z drugiej strony producentom z Państwa Środka asów w rękawie nie brakuje. Pokazują one ich determinację.

 

Przykład? Idealny można znaleźć w cenniku MG. Model 3 napędzany 195-konną hybrydą w topowej wersji został wyceniony na 101 tys. zł. Oferta jest o tyle wyjątkowa, że mały Chińczyk okazuje się zdecydowanie szybszy i o niebo lepiej wyposażony od Yarisa. Może być też od niego oszczędniejszy. Jednocześnie Toyota ze 130-konną hybrydą kosztuje co najmniej 118 tys. zł. To o 17 tys. zł więcej od MG. Różnica w cenie wynosi zatem blisko 15 proc. To przepaść w segmencie B.

Cła na elektryki mogą przysłużyć się Chińczykom. Ukierunkowały ich

Wniosek jest jeden. Może się okazać, że uderzenie w hybrydy w celu ominięcia ceł, niechcący stanie się strzałem w dziesiątkę dla Chińczyków. Potrzeba po raz kolejny stała się matką wynalazku. Bo o ile elektryki w Europie ewidentnie są w odwrocie i wyraźnie pokazują to dane rynkowe, o tyle hybrydy przeżywają hossę. Czy na tej fali wypłyną marki z Państwa Środka? Patrząc na cenniki azjatyckich modeli, wiele na to wskazuje. Są po prostu tanie. A to może sprawić, że cła na elektryki niechcący ukierunkowały działania chińskich producentów. Tym samym zamiast przeszkadzać, w dłuższej perspektywie staną się jednym z kamieni węgielnych trwałej obecności chińskich marek na Starym Kontynencie.

Więcej na ten temat