Szarik z serialu „Czterej pancerni i pies” był jednym z ulubionych bohaterów kultowej produkcji wojennej. Owczarek niemiecki, który wcielił się w jego rolę, z miejsca zyskał popularność. Ujawniamy, jak naprawdę się nazywał i jak znalazł się w serialu.
Popularny Szarik w rzeczywistości miał inne imię. Nazywał się Trymer. Jego dublerem w niebezpiecznych scenach był inny owczarek, Atak. Wbrew miejskim legendom na planie nie było innych psów, o czym zaświadczał po latach jego treser płk Franciszek Szydełko.
„Były tylko dwa owczarki: Trymer i Atak. Trymera znalazłem w Warszawie. Od razu przypadliśmy sobie do serca. On zagrał wszystkie sceny w serialu, z wyjątkiem jednej. Była taka scena, w której Szarik skacze z płonącego budynku. Aktorzy mnie ubłagali, żeby zrobił to Atak. Poza tym Trymer robił wszystko. Pracował z nami dwa lata i miesiąc. Jeździł do fabryk i szkół. Tam błagano mnie o chociaż jeden włosek z jego sierści. Gdybym spełniał te prośby, Trymer byłby pozbawiony owłosienia” – mówił pułkownik („Kultowe seriale” autorstwa Piotra K. Piotrowskiego).
Trymer dostał się do serialu, ponieważ „oblał” milicyjne egzaminy z tropienia. Planowano, że zostanie wycofany ze służby ze względu na łagodną naturę i niski wskaźnik agresji. Taki miał właśnie być Szarik. Do obsady poszukiwano głośnego, a jednocześnie łaszącego się, wytresowanego owczarka. Odpowiedniego czworonoga znaleziono na żoliborskiej komendzie. Tam wychowywał się i mieszkał Trymer.

„Służby mundurowej szczególnie nie lubił”
Panu Franciszkowi wpadł w oko, bo mierzył aż 62 centymetry wysokości w kłębie i ważył 36 kilogramów. Nie da się więc ukryć, że był wyjątkowo dużym psem i miał posturę odpowiednią, aby zostać psim aktorem. Milicja oddała czworonożnego pieszczocha na plan bez żalu, a i on sam, jak wspominał jego opiekun, z radością od nich odszedł, bo „szczególnie służby mundurowej nie lubił”.Tak właśnie Trymer znalazł się na planie serialu i został nieodłącznym kompanem załogi czołgu „Rudy 102”, którym był w rzeczywistości przerobiony niemiecki „Tygrys”. Początkowo pies nie mógł odnaleźć przed kamerą, ale z czasem tak mocno przywiązał się do załogi, że nie chciał opuszczać planu.
Jak dowiadujemy się z książki Piotrowskiego, relacja Janusza Gajosa i Trymera nie była najlepsza. Serialowi pancerni opowiadają, że prawdziwy Szarik nie przepadał za aktorem wcielającym się w Janka Kosa. Przykładowo – w jednej scenie zwierzę miało polizać przyjaźnie swojego pana. Trymer w ogóle nie chciał zagrać tej sceny. Dopiero, kiedy ktoś wpadł na pomysł, aby posmarować Janusza Gajosa koglem-moglem, pies wykonał polecenie.
Kochał Wiesława Gołasa. „Zawsze był gdzieś przy nim”
Trymer był łasuchem i pieszczochem. Każdy mógł go pogłaskać. „Niektórzy żartowali, że on w zamian za kawałek kiełbasy albo za jakieś słodycze zrobi wszystko, i tak faktycznie było. Na psa służbowego Trymer się nie nadawał, za to jako pies filmowy był wspaniały, lepszego ze świecą szukać. Gdy przyjeżdżałem na plan, z miejsca wskakiwał na czołg i czekał na zadania aktorskie. Reżyser czasem musiał jego zapał temperować: «Trymer, teraz nie grasz, później tu przyjdź». Praca z tym czworonogiem była samą przyjemnością” – opowiadał „Nowinom” Franciszek Szydełko.Na planie Trymer najbardziej polubił się z Wiesławem Gołasem, który wcielił się w Czereśniaka. Niekiedy nawet nie chciał bez niego wchodzić na plan. Artysta dokarmiał czworonoga różnymi przysmakami, dużo się z nim bawił. Koledzy żartowali, że to jego prawdziwy pies. I wiele przesady w tym nie było.
„Jeżeli pan Gajos przykazał mu, aby wszedł do włazu czy zaszczekał, pies honorował jego tonację głosu i wykonywał wszystkie polecenia. Natomiast, jak tylko na chwilę straciłem Trymera z oczu, wiedziałem, że jest gdzieś przy Wiesławie Gołasie. Pies go uwielbiał” – wspominał treser.
Na planie prawie zginął. „Zdawało się, że już po nim”
Pan Szydełko zapamiętał dramatyczną scenę, podczas której owczarek prawie poniósł śmierć. Scena była kręcona przy Wiśle w pobliżu Torunia. Na obu przeciwległych brzegach rzeki, która w miejscu nagrania była bardzo szeroka, leżały powalone konary drzew. Zwierzę przeżyło cudem.„Reżyser poprosił, aby – w momencie, gdy Trymer będzie przepływał przez Wisłę – pirotechnicy podłożyli materiały wybuchowe, że niby Niemcy bombardują. Kiedy trwały te wybuchy, pies nagle zniknął. Na planie panika, wrzaski: «Rany boskie, nie ma Trymera!». Zdawało się, że już po nim. Po chwili Tadeusz, mój asystent, stojący po drugiej stronie rzeki, krzyczy: «Jest! Jest!». Okazało się, że pies zaczepił o gałęzie tych zwalonych drzew. Tadeusz z trudem, ale go wyciągnął. Trymer ciężko oddychał; reżyser Nałęcki przerwał kręcenie do popołudnia, żeby psisko doszło do siebie” – opowiadał Szydełko.
Po produkcji los był dla Trymera łaskawy. Franciszek Szydełko, który sam nie mógł zachować przyjaciela (do końca życia na ścianie jego pokoju gościnnego wisiało duże zdjęcie serialowego Szarika), znalazł owczarkowi dom z prawdziwego zdarzenia i kochających właścicieli. Dożył wieku szesnastu lat.
Pod koniec życia stracił wzrok, słuch, doznał paraliżu tylnych kończyn. Jego opiekunom zaproponowano uśpienie czworonoga, ale nie zgodzili się i przez rok nosili Trymera na spacery na rękach. Odszedł spokojnie pod koniec 1979 roku.
Rafał Sroczyński