„Alternatywy 4” to jeden z najbardziej kultowych seriali PRL-u – pełen błyskotliwych cytatów, śmiesznych monologów i tekstów, które przeszły do języka codziennego. Zobacz, dlaczego dialogi z tego serialu wciąż rozbawiają do łez i są chętnie cytowane w całej Polsce.
Kiedy w 1983 roku zakończono zdjęcia do „Alternatyw”, zmontowany materiał poddano kontroli na wniosek złożony przez Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Przybyła na miejsce przedstawicielka urzędu nie była jednak w stanie należycie wykonać swojego zadania już przy pierwszym odcinku.
Kobieta, jak się okazało, nie zrobiła notatek, ponieważ na seansie kontrolnym pierwszego odcinka… płakała ze śmiechu. Tak jak później wszyscy Polacy, którzy mierzyli się z problemami ówczesnej rzeczywistości. To był śmiech przez łzy, bo przecież wszyscy żyliśmy wtedy w oparach absurdu.
Trudno nie dostrzec metafory na ówczesną sytuację polityczną, jeżeli ma się nieco więcej lat niż wolna Polska. Domyślacie się, kim jest w rzeczywistości Stanisław Anioł?
Kim naprawdę jest Stanisław Anioł?
Młodym ludziom odpowiedź na to pytanie może sprawić kłopot, ale starsi z pewnością od razu odpowiedzą poprawnie. Podpowiedź zamieszczona jest w samych „Alternatywach” i historii Anioła.„Tylko nie cieciem, tylko nie cieciem!”
To oczywiście nie jedyne ogniwo łączące Anioła z ZSRR. Dozorca miał przesadnie wysokie mniemanie o sobie, o czym dał znać już na początku w jednym z najlepszych dialogów z Mańkiem (Zdzisław Rychter). Rzecz ma miejsce, kiedy przyjeżdża już do Warszawy na plac nieukończonej budowy.„Fruwaj stąd, stróżu nocny, bo cię ze schodów spuszczę”
Jeszcze mniej szacunku do Anioła miał Balcerek (Witold Pyrkosz), który niejednokrotnie dał temu wyraz w mocno nieparlamentarnych i nienadających się do zacytowania słowach. To jedyna postać w serialu, której Anioł się boi, co widać w jednej ze scen z odcinka szóstego. Usłyszawszy awanturę, dozorca przychodzi do mieszkania Balcerków.„Gramy dalej!”
To w tym odcinku znalazła się słynna scena, kiedy prof. Dąb-Rozwadowski (Mieczysław Voit) przegrywa w karty i wbija nóż w stół, mówiąc do Kołka (Jerzy Kryszak): „gramy dalej!” na oczach zszokowanych delegatów. W tym samym momencie rzekomo pijany Kotek (Kazimierz Kaczor) zaczyna się palić od niedopałka zostawionego na sparciałym materacu.Zraniony zając, odyniec i Teodor
Rzecz jasna, w „Alternatywach” nie brakuje także scen bez podtekstu politycznego. Najsłynniejszą z nich jest najprawdopodobniej rozmowa Zenobiusza Furmana z Ewą Majewską. To prawdziwy popis aktorstwa Wojciecha Pokory.„Taki stary, rosyjski zwyczaj”
Niekiedy Bareja, opowiadając o polityce, nie bawi się w subtelności i nie próbuje omijać cenzury. Tak jest w scenie z wprowadzeniem się lokatorów, których – po długim przetrzymywaniu na podwórku – decyduje się w końcu wpuścić do mieszkań. Anioł mówi, że jest taki „stary, rosyjski zwyczaj, który mówi, że żeby wyjść, trzeba trochę posiedzieć. A my stworzymy nowy: żeby wejść, trzeba trochę poczekać”.„Trzeba pewne rzeczy, nie ukrywam tego, nawet zawoalować”
Jeszcze jaśniej mówi towarzysz Winnicki (Janusz Gajos) do profesora Dęba-Rozwadowskiego (Mieczysław Voit) w scenie, która została całkowicie usunięta przez cenzurę w pierwszej wersji.
Jan Winnicki: Trzeba pewne rzeczy, nie ukrywam tego, nawet zawoalować. A poza tym ludzie nie myślą. Ludzie nie myślą. Im się wydaje, że tylko oni oglądają telewizję. Proszę pana, przecież my jesteśmy doskonale obserwowani. Nie tylko przez przyjaciół, przez wrogów też. Na przykład tacy Amerykanie, jak się dowiedzą, że my mamy trudności z produkcją mięsa, to wie pan, co się dzieje? Proszę pana, na całym świecie ceny mięsa idą tak w górę. I my za to mięso potem też musimy płacić takie ceny. A jeżeli my te trudności przedstawimy jako przemyślane działanie, to wtedy to w nikim nie wzbudza podejrzenia.
Ryszard Dąb-Rozwadowski: No, może poza naszymi obywatelami.
Jan Winnicki: Panie profesorze, nasi obywatele i tak w to nie uwierzą.
Katyń i „Alternatywy 4”. Ta historia jest smutna
Nie zawsze jednak jest śmiesznie. Najsmutniejszą sceną serialu jest ta, w której Majewski (Wiesław Gołas) w rozmowie z prof. Dąbem-Rozwadowskim przywołuje swoją przeszłość. To jedna z najbardziej tajemniczych postaci w „Alternatywach”. Bareja za postacią Majewskiego skrył znacznie głębsze przesłanie.Ta rozmowa jest bezpośrednim nawiązaniem do masakry w Katyniu. Przytoczona wyżej opowieść Majewskiego oparta jest na relacji Stanisława Swianiewicza, który we wrześniu 1951 roku zeznawał w Stanach Zjednoczonych w sprawie zbrodni katyńskiej i ze względów bezpieczeństwa występował w masce.

Swianiewicz identyczne sceny opisywał, opowiadając o wywożeniu Polaków ze stacji w Gniezdowie, skąd żołnierzy zabrano na miejsce kaźni. Podczas wojny Swianiewicz służył w armii Andersa, a później przez całe życie walczył, aby ujawnić prawdę o Katyniu. W wrześniu 1975 roku, bezpośrednio przed wydaniem jego popartej dokumentami książki o zbrodni, zorganizowano na niego zamach w Londynie. Nieznany sprawca podbiegł do byłego jeńca na ulicy, z całej siły uderzył w tył głowy metalową pałką i uciekł.

Skąd Bareja wiedział o Swianiewiczu? Pomógł Stanisław Tym
Na szczęście życie Swianiewicza udało się uratować. Po wyjściu ze szpitala kontynuował walkę o ujawnienie prawdy, ponieważ – jak wspominali jego bliscy – liczyła się ona dla niego bardziej niż życie.
Bareja, który był nie tylko wspaniałym reżyserem, ale i – a może właściwie przede wszystkim – patriotą, dowiedział się o Swianiewiczu najprawdopodobniej od Stanisława Tyma, który w 1977 roku dostał w Paryżu, podczas kręcenia zdjęć do „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, ponad sto „zakazanych” książek od wydawnictwa Kultury. Razem przemycili je do Polski w zasobniku na transport materiałów filmowych.
Reżyser od początku lat 70. aż do śmierci należał do opozycji antykomunistycznej. W jego piwnicy drukowano na przykład ulotki „Solidarności”. Pomagał również ukrywającym się Zbigniewowi Bujakowi i Zbigniewowi Romaszewskiemu. Łatwo zauważyć, że kpina była bronią Barei, którą walczył ze znienawidzoną władzą.
Najskuteczniejszą z nich, jak się okazuje, były właśnie „Alternatywy 4”, w których powiedział w zasadzie wszystko, co miał do powiedzenia.