„Być może powinna to być lektura obowiązkowa, szczególnie że ta historia jest zapisana z prostotą, bolesnymi szczegółami, realizmem, z godnością i dumą z zachowanego człowieczeństwa w tej trudnej sytuacji” – mówi Krystyna Janda w rozmowie o książce i przedstawieniu „Zapiski z wygnania”. Telewizyjna realizacja spektaklu Teatru Polonia w reżyserii Magdy Umer, będąca adaptacją autobiografii Sabiny Baral, miała premierę w Teatrze Telewizji 6 maja i jest dostępna w TVP VOD.
Rafał Sroczyński: Wróciła Pani do Teatru Telewizji po długiej przerwie ze spektaklem „Zapiski z wygnania”. To przedstawienie z gatunku tych, które można określić mianem głębokich i trudnych. Jak Pani osobiście je odbiera? O czym opowiada monodram i jakie jest jego przesłanie?
Krystyna Janda: Przede wszystkim jestem zadowolona, że właśnie to przedstawienie Teatru Polonia szefostwo Teatru Telewizji postanowiło przenieść do telewizji. To bardzo ważny spektakl dla nas wszystkich, twórców tego spektaklu, i Teatru Polonia oczywiście także. Spektakl powstał z prawdziwej potrzeby przypomnienia tamtych wydarzeń, opowiedzenia o Marcu ’68, ale i także z lęku, że rzecz jest niestety aktualna, wcale nie historyczna. Antysemityzm i narodowa ksenofobiczna agresja są wciąż żywe niestety.
Dla mnie ta rola jest bardzo ważna, wielki temat, polski temat, bolesny, wspaniale napisana. Historia 20-letniej Polki-Żydówki, studentki Politechniki Wrocławskiej, i Jej rodziny zmuszonej do emigracji w tak skrajnie upokarzających warunkach, przypomnienie Holokaustu. Zrobiłyśmy z panią Magda Umer ten spektakl z myślą o młodych, ale okazał się potrzebny i ważny dla wielu.

A jakie wrażenie zrobiła na Pani książka Sabiny Baral? W jednej z recenzji przeczytałem, że jest to opowieść o Polsce i o ludziach „pisana sercem”. Ktoś inny zaznaczył, że powinna być to lektura obowiązkowa w szkołach. Zgadza się Pani z takimi stwierdzeniami?
Być może powinna to być lektura obowiązkowa, szczególnie że ta historia jest zapisana z prostotą, bolesnymi szczegółami, realizmem, z godnością i dumą z zachowanego człowieczeństwa w tej trudnej sytuacji. Wiele zdań z tego tekstu mogłoby być mottem tych wydarzeń, ale także nauką dla wszystkich w każdych czasach, ostrzeżeniem i nadzieją, że te haniebne decyzje, rozkazy, sposób, atmosfera nigdy już się nie powtórzą. Na koniec spektaklu pani Umer cytuje relacje z marszy 11 listopada z ostatnich lat z Warszawy. Nie bez powodu…
Na pewno całe „Zapiski…” robią wielkie wrażenie na czytelnikach i zapadają w pamięć. A Panią które momenty z tej historii najbardziej poruszyły?
Wszystkie, cała historia i jej szczegóły. Przepisy, rozporządzenia, nakazy, zakazy towarzyszące tej przymusowej emigracji. No i historia rodziny w czasie Holokaustu.

Kilkukrotnie spotkała się Pani z Sabiną Baral. Jak ona odbiera z dzisiejszej perspektywy sytuację, która spotkała Ją i Jej rodzinę w powojennej Polsce? Czy przepracowała to, czego doświadczyła wtedy w życiu? Jak wspomina nasz kraj i naród?
Mówię o tym w Jej imieniu w spektaklu: „...chciałabym czuć sentyment, wielkość patriotyzmu, ale nie potrafię. Po latach nie znalazłam tu niczego”, „Myślałam, że kiedyś Polska wyciągnie do nas rękę. Że w skrzynce pocztowej znajdziemy paszport i jakieś słowo. Choćby «przepraszam»...”. Sabina dziś jest szczęśliwą Amerykanką, spełnioną zawodowo i życiowo. Nie ma wątpliwości, kim jest i gdzie przynależy, i nie jest to Polska.
Czytałem, że jest Pani dumna ze swojej roli. Powiedziała Pani w jednej z rozmów o „Zapiskach…”: „Jak wychodzę wtedy na scenę, to wiem, po co jestem aktorką”. Czy mogłaby Pani rozwinąć tę wypowiedź?
Nie tyle dumna, co grając tę rolę, ten spektakl, sens uprawiania mojego zawodu jest dla mnie wyraźny. Spektakl jest uhonorowany wieloma nagrodami teatralnymi i nie tylko. Między innymi Stowarzyszenie Żydów, Kombatantów i Poszkodowanych w II Wojnie nagrodziło mnie za tę rolę Medalem im. Mordechaja Anielewicza, za umiejętność współodczuwania, bardzo to dla mnie ważne.

Wróciła Pani do Teatru Telewizji po długiej nieobecności. Ma Pani poczucie ponownego trafienia do domu? Począwszy od „Trzech sióstr” z 1974 r. zagrała Pani, a później wyreżyserowała, wiele przedstawień dla Teatru Telewizji.
Kocham telewizję i jej możliwości inscenizacyjne, techniczne, dające nieograniczone pole dla wyobraźni, języka porozumiewania się z widzami. Zawsze doceniałam siłę telewizji. Przed rozstaniem na te czarne osiem lat zagraliśmy inny spektakl Teatru Polonia „Boska!”, obejrzało go prawie 3 miliony ludzi, nie wiem, ile lat musielibyśmy grać, żeby osiągnąć taką widownię. „Zapiski…” obejrzało podobno 350 tysięcy widzów, musielibyśmy zagrać w teatrze ten spektakl ponad tysiąc razy, żeby dotrzeć do takiej widowni. Dlatego tak szkodliwa jest głupia i kłamliwa telewizja. Telewizja to siła nieprawdopodobna. Po zmianie władzy, 13 grudnia, wciąż powtarzałam: telewizja, telewizja, najpierw telewizja, prawdziwa, niezakłamana, niezmanipulowana, informacja i wszystko inne potem, kultura, rozrywka itd.
Jakie ma Pani plany na przyszłość, jeżeli chodzi o Teatr Telewizji? Możemy spodziewać się kolejnych przedstawień?
Nie, na razie nie ma planów ani nowych pomysłów. Ale pewnie wśród powtórek coś się znajdzie. Mam w swoim dorobku ponad 60 ról dla Teatru Telewizji, a 15 przedstawień dla Teatru Telewizji reżyserowałam. Jest co wspominać i przypominać.
RS