Dramat „Miasto gniewu”, w którym wystąpili m.in. Matt Dillon, Michael Pena, Sandra Bullock i Brendan Fraser, już krótko po swojej premierze zdobył olbrzymie uznanie na całym świecie. Następnie w 2006 r. został nagrodzony Oscarami, w tym statuetką dla najlepszego filmu. O czym opowiada i dlaczego warto go obejrzeć?
Los Angeles, kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia. Detektyw Graham Waters (Don Cheadle) razem ze swoją partnerką Rią (Jennifer Esposito) jadą na miejsce zbrodni. Tuż przed dojazdem policjanci mają drobną kolizję z Kim Lee (Alexis Rhee). Mała stłuczka sprawia, że śledczy obrzuca kobietę rasistowskimi obelgami. Krótko później zdenerwowani docierają do miejsca, w którym popełniono morderstwo.
Następnie produkcja cofa się w czasie o 48 godzin, aby prześledzić poprzednie wydarzenia i pokazać losy ośmiu osób mogących być zamieszanych w zabójstwo. Prokurator okręgowy Rick Cabot (Brendan Fraser) i jego wiecznie niezadowolona żona (Sandra Bullock) prowadzą dość rutynowe życie. Ich sytuacja się zmienia, kiedy dwóch czarnoskórych mężczyzn – Anthony (Ludacriz) i Peter (Larenz Tate) – kradnie im samochód.
W sprawie zostają zatrzymane niewinne osoby, czyli reżyser Cameron Thayer (Terrence Howard) i jego żona Christine (Thandiwe Newton). Małżonkowie zostają przesłuchani w upokarzający i rasistowski sposób przez sierżanta Johna Ryana (Matt Dillon). Oburza to jego partnera Toma (Ryan Phillippe), który zgłasza niewłaściwie zachowanie kolegi przełożonym.
Tymczasem Farhad (Shaun Toub) prowadzi sklep i po 11 września nie czuje się bezpiecznie. Z tego powodu kupuje broń. Wszyscy z wymienionych zachowują się gniewnie – winne są osobiste kłopoty, nieumiejętność powstrzymywania emocji i brak empatii w społeczeństwie. Nakręca to wspomnianą lawinę złości.
„Miasto gniewu” w TVP VOD. Reżyser zastawił własny dom, aby nakręcić ten film
Produkcja Paula Haggisa zainspirowana została prawdziwymi wydarzeniami, których reżyser był świadkiem w 1991 r. To wtedy wracał z premiery „Milczenia owiec” i zobaczył, jak dwóch czarnoskórych mężczyzn kradnie auto. Tuż po powrocie do domu zaczął rozważać, jaki wpływ na ich zachowanie miało pochodzenie klasowe i etniczne oraz kolor skóry. Jak opowiadał w jednym z wywiadów, napisał wtedy scenariusz, aby uderzyć w rasizm oraz w pozorowane działania polityków na rzecz równości społecznej.
Następnie z owym scenariuszem zaczął pukać do drzwi producentów, ale przez wiele lat jego propozycja była odrzucana. Finalnie zainteresowali się nią Cathy Schulman i Bob Yari, którzy zgodzili się wyłożyć pieniądze pod warunkiem, że reżyserowi uda się zaangażować do swojego obrazu wielkie gwiazdy kina. Haggis zaproponował rolę Donowi Cheadle’owi. Ten był zachwycony scenariuszem i aktywnie się włączył w poszukiwanie kolejnych aktorów mogących wystąpić w „Mieście gniewu”. Jego reputacja pomogła ich zrekrutować.
Na plan wszyscy weszli pod koniec 2003 r. Na potrzeby dodatkowego finansowania obrazu reżyser zaciągnął kilka kredytów oraz zastawił własny dom i ograniczył kręcenie ujęć zewnętrznych. Ponadto wiele scen powstało w tych samych lokalizacjach. Pokazywano je jedynie z innych ujęć kamery i pod innym kątem. Wkrótce Haggis doznał zawału serca. Mimo to nie zgodził się, aby projekt powierzyć innemu reżyserowi, i dokończył produkcję.
„Miasto gniewu” w TVP VOD. Udana manipulacja reżysera
Film okazał się wielkim sukcesem kasowym, a zyski aż siedmiokrotnie przekroczyły wyłożony budżet. Także krytycy byli nim oczarowani. Roger Ebert przyznał obrazowi Haggisa maksymalną ocenę i podkreślił, że jest to kino wartościowe z ogólnoludzkiego punktu widzenia. „Niewiele filmów ma tyle możliwości uczynienia widzów lepszymi ludźmi. Nie oczekuję, że »Miasto gniewu« dokona jakichkolwiek cudów, ale sądzę, że każdy, kto to zobaczy, prawdopodobnie będzie poruszony i zastanowi się, czy może okazać trochę więcej współczucia innym ludziom” – napisał słynny krytyk.
Tymczasem Steve Davis z „Austin Chronicle” nazwał „Miasto gniewu” „najbardziej fascynującym amerykańskim filmem, jaki pojawił się od dłuższego czasu”. Znawca był oczarowany pewnego rodzaju manipulacją, której dokonał reżyser – Haggis bowiem najpierw przedstawił swoich bohaterów w mocno stereotypowy sposób i pozwolił widzom wyrobić sobie opinię o nich na podstawie pojedynczych wydarzeń. Następnie pokazał rzecz z całkiem innej perspektywy, co zupełnie zmienia odbiór danych postaci i celowo dezorientuje odbiorców.
Taka metamorfoza dotyczy m.in. wspomnianego Johna Ryana, który w jednym momencie wydaje się nam rasistą. Następnie – poprzez pryzmat jego życia prywatnego – zaczynamy postrzegać rzeczonego policjanta jako nieszczęśliwego i złamanego mężczyznę, a w końcu... widzimy go jako bohatera wykazującego się bezprzykładnym męstwem i heroiczną wprost odwagą w skrajnie niebezpiecznej sytuacji, kiedy zagrożone jest życie innego człowieka. Tym samym przeistacza się on z postaci negatywnej w pozytywną, a widz zaczyna rozumieć, że nie można oceniać kogoś powierzchownie i na podstawie pojedynczych incydentów.
Produkcja Haggisa zdobyła sześć nominacji do Oscara i trzy statuetki w kategoriach: najlepszy film, najlepszy scenariusz oryginalny i najlepszy montaż. Uhonorowano ją również szeregiem innych prestiżowych nagród. W 2008 r. magazyn „Empire” umieścił „Miasto gniewu” na liście 500 najlepszych filmów wszech czasów. Z kolei dwa lata później stowarzyszenie filmowców Independent Film & Television Alliance uznało obraz za jedną z trzydziestu najważniejszych produkcji ostatnich trzydziestu lat.
RS
Źródła:
Ebert, Roger. When racial worlds collide. Chicago Sun-Times (5.05.2005)
Davis, Steve. Crash. The Austin Chronicle (6.05.2005)