Kultura

Tajemnice świata. Potop – mit czy prawdziwa i zapomniana historia?

Naukowcy coraz częściej sądzą, że mit o potopie mógł zostać zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami (fot. Photostock/ Shutterstock).
Naukowcy coraz częściej sądzą, że mit o potopie mógł zostać zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami (fot. Photostocka/ Shutterstock).
podpis źródła zdjęcia

Historia o potopie przez wieki uchodziła jedynie za biblijną przypowieść. Teraz jednak coraz więcej historyków i archeologów zaczyna się zastanawiać, czy ten kataklizm mógł się wydarzyć naprawdę. Hipoteza opiera się zarówno na nowych odkryciach, jak i na starożytnych legendach. Mity o podobnym zdarzeniu występują na całym świecie. Czy mają prawdziwy, wspólny mianownik?

Profesor William Bruce Masse jest archeologiem środowiskowym w Laboratorium Narodowym USA w Los Alamos. To właśnie on policzył, że na całym świecie istnieje przynajmniej 175 opowieści o wielkiej powodzi, która miała zniszczyć ludzką cywilizację. Naukowiec, jak sam wspomina w swojej książce „Myth and geneaology”, zajął się historią potopu, kiedy dostrzegł, że niektóre ludowe legendy mogą być zainspirowane prawdziwymi zdarzeniami i przedstawiać ich przebieg zarówno w sposób zniekształcony, jak i dokładny.


Jednak to nie Amerykanin ukuł termin „geomitologia”, jak się powszechnie sądzi. Powstał on w 1968 r., a jego autorką była geolog z Uniwersytetu Indiana, Dorothy Vitano. Jak wskazuje Vitaliano (...) istnieją dwa rodzaje folkloru geologicznego: folklor, w którym pewne cechy geologiczne lub wystąpienie jakiegoś zjawiska geologicznego zainspirowały wyjaśnienia folklorystyczne, oraz folklor będący zniekształconym wyjaśnieniem jakiegoś rzeczywistego zdarzenia geologicznego, zwykle katastrofy naturalnej [1] – wskazał badacz z włoskiego Instytutu Nauk o Ziemi i Zasobach Ziemi prof. Luigi Piccardi, współautor napisanej wspólnie z Williamem Massem książki, o której wspomniano już wyżej.


Niezwykłym przykładem dotyczącym opisywanej kwestii jest „Edda poetycka” z XI w., zbiór 29 pieśni islandzkich. To tam pojawia się utwór o fimbulvinter, czyli strasznej zimie poprzedzającej ragnarök (nordycki koniec świata, po którym nastąpi odrodzenie i czas pokoju oraz szczęśliwości). W pieśni poeta Snorri Sturluson napisał, że słońce zniknie wówczas na trzy lata, a ludzie zmierzą się z przerażającym chłodem. Możliwe – jak sądzą niektórzy naukowcy – że jest to zniekształcona wersja historii o prawdziwym wydarzeniu.


Kilka wieków wcześniej nastąpiła bowiem potężna erupcja wulkanu z jeziora Ilopango, które położone jest w Ameryce Środkowej w Salwadorze. Wybuch był bardzo silny i wrzucił do atmosfery olbrzymią ilość pyłu. To spowodowało intensywne mrozy na całym świecie. W dużej części kontynentu południowoamerykańskiego uschły drzewa pozbawione dostępu do światła słonecznego. Nie udało się również zebrać plonów. Także w Skandynawii ludzie odczuli skutki erupcji. Zima trwała tam przez co najmniej trzy lata, a wielu ludzi umarło z głodu. Fakt ten odnotowały niemal wszystkie kroniki i kronikarze z tamtych czasów, a wśród nich m.in. słynny Prokopiusz z Cezarei, czy niemniej znany pasjonatom historii Kasjodor. Bardzo podobne świadectwa znajdujemy również w pismach z Azji.

Rzeźba przedstawiająca scenę z eposu o Gilgameszu (fot. wikimedia/ Osama Shukir Muhammed Amin FRCP(Glasg)).
Rzeźba przedstawiająca scenę z eposu o Gilgameszu (fot. wikimedia/ Osama Shukir Muhammed Amin FRCP(Glasg)).

Nefilim, Noe i epos o Gilgameszu

Göbekli Tepe to najstarsza ze świątyń, jakie stworzył człowiek. Fot. Todor Stoyanov/ Shutterstock

Tajemnice świata. Göbekli Tepe – zagadkowe ruiny sprzed 13 tys. lat

Kultura

Nie można jednoznacznie stwierdzić, czy podobnie było z potopem, ale wielu historyków jest mocno zaskoczonych zbieżnościami i wspólnymi elementami w opowieściach z całego świata. Najsłynniejszą z nich jest biblijna przypowieść o Noem i zbudowanej przez niego arce, dzięki której ludzie, zwierzęta i rośliny przetrwali wielki kataklizm. Trwający ponad 40 dni intensywny deszcz został zesłany na ziemię przez Boga z powodu ludzkiej niegodziwości i spowodował wielką powódź, w której zginęła większość mieszkańców planety, w tym podłe i złe, ale jednocześnie niesłychanie inteligentne olbrzymy, które w Starym Testamencie określono mianem nefilim.


Historycy podejrzewają, że pierwowzorem lub inspiracją dla wspomnianej przypowieści było któreś z podań pochodzących z czasów starożytnego Sumeru lub Babilonu. Najbardziej znane z nich znajdujemy na jedenastej tablicy eposu o Gilgameszu. Dowiadujemy się z niego, że bogom przeszkadzał hałas i wrzawy czynione przez ludzi. Na początku postanowili więc, że należy utrudnić im rozmnażanie się oraz zniszczyć plony poprzez susze i wichury. Na dodatek zesłali różnorakie choroby i zarazy. Ponieważ jednak człowiek i jego cywilizacja przetrwały, dlatego bogowie zdecydowali się zesłać potop.


Jednocześnie postanowili, że należy uratować sprawiedliwego człowieka o imieniu Utnapisztim i jego żonę. Ea nakazał mu zbudować wielki korab, na którym jego wybraniec miał zgromadzić rośliny, zwierzęta, swoje potomstwo i krewnych oraz wszelki majątek, żywność, zboże i rzemieślników. Następnie, kiedy łódź została zepchnięta na wody zaczęły padać potężne ulewy. Trwały siedem dni. Kataklizm był tak straszny, że nawet bogowie byli przerażeni i uciekli. W międzyczasie ziemia pękła, a woda przykryła najwyższe szczyty. Łódź utknęła na górze Nicir, a kiedy statek nie chciał dalej płynąć, mężczyzna zdecydował się na wysłanie ptaków w poszukiwaniu lądu. Został on odnaleziony przez kruka.

Tablice, na których spisano epos o Gilgameszu (fot. wikimedia/ Osama Shukir Muhammed Amin FRCP(Glasg)).
Tablice, na których spisano epos o Gilgameszu (fot. wikimedia/ Osama Shukir Muhammed Amin FRCP(Glasg)).

„Wielkie wylanie wody” w obu Amerykach i na całym świecie

Historia Atlantydy od lat rozpala wyobraźnię milionów ludzi na całym świecie (fot. bkkillustrator/ Shutterstock)

Tajemnice świata. Atlantyda – mit czy prawdziwe imperium?

Kultura

Trudno uwierzyć, ale podobne historie o „wielkim wylaniu wody” znajdujemy również po drugiej stronie globu. Tak w Ameryce Północnej, jak i w Ameryce Południowej oraz Środkowej jeszcze przed przybyciem konkwistadorów i odkrywców z Europy istniał szereg legend opisujących potężną powódź, która zatopiła świat i zniszczyła cywilizacje oraz większość gigantów. Ci z nich, którym udało się przetrwać dzięki schronieniu w górskich jaskiniach, mieli zbudować później słynne miasto Teotihuacán.


Legendy podają, że quinametin byli niegodziwcami nieustannie wszczynającymi wojny między sobą a ludźmi. Także przed powodzią toczyły straszliwe walki. Ludzkości nie udało się ich pokonać. Historię owych istot przedstawił m.in. dominikanin Diego Duran w swoim dziele „Historia Antiqua de la Nueva Espana”. Mężczyzna przez wiele lat pracował jako misjonarz w Meksyku. Tam pewnego dnia poznał blisko stuletniego szamana plemienia Indian Choluli.


Zanim nastąpiło wielkie wylanie wody 4800 lat po założeniu świata, kraj Anahuac został zamieszkany przez gigantów, z których wszyscy albo zginęli w wielkim wylaniu wody, albo zostali przemienieni w ryby, poza siedmioma, którzy uciekli do jaskiń. (…) Kiedy wody opadły, jeden z gigantów nazywający się Xelhua o przydomku Architekt udał się do Choluli, gdzie jako monument ku czci Tlaloca, który służył za schronienie jemu i jego sześciu braciom, zbudował sztuczne wzgórze w formie piramidy. Nakazał, aby cegły wykonano w prowincji Tlalmanalco, u stóp Sierra Cecotl, i w celu dostarczenia ich do Choluli ustawił rząd ludzi jeden za drugim, którzy przekazywali je z ręki do ręki. Bogowie z gniewem zauważyli budowlę, której szczyt miał sięgać chmur. Zdenerwowani śmiałą próbą Xelhuy rzucili na piramidę ogień. Wielu robotników zginęło. Pracę zostawiono, a monument zadedykowano później Quetzalcoatlowi [3] – opowiedział starzec Hiszpanowi, zdumionemu podobieństwem do historii o Noem i wieży Babel.


Ta legenda jest prawie identyczna z opowieścią żyjących niedaleko Majów. W świętej księdze „Popol Vuh” wskazali oni, że przed wielką powodzią na Ziemi żyli pierwsi ludzie stworzeni przez bogów. Nie mieli oni jednak dusz i byli jedynie drewnianymi, ale mogącymi się poruszać i rozmnażać kukłami, które z czasem przestały oddawać cześć swoim stworzycielom. Tym samym stali się niedoskonali. To sprawiło, że bogowie podjęli decyzję o ich zgładzeniu. Dzięki innemu podaniu Majów dowiadujemy się, że wielkie zalanie Ziemi miało trwać dokładnie 52 lata.


Tymczasem u Inków znajdujemy podanie o Wirakoczy, który najpierw miał stworzyć olbrzymów. Ci nie byli jednak do niego podobni wzrostem, a ponadto okazali się istotami pełnymi zła i nienawiści. To sprawiło, że wspomniany bóg stworzył ludzi. Niestety także oni byli pełni pychy i niedoskonałości. Najpierw zesłał więc na nich różnorakie klęski (podobnie czytamy w eposie o Gilgameszu i w Biblii), a później sprowadził „potop, który zgładził świat”. Z życiem uszła jedynie para, której potomstwo później na nowo zaludniło całą planetę.


Nieco bliżej nas, w Europie, a konkretniej w mitologii starożytnej Grecji, znajdujemy legendę Deukaliona i Pyrry. To z niej Solon śmieje się w „Timajosie” Platona, kiedy mówi o wielkiej powodzi, jaką mieli przetrwać jedynie wspomniani bohaterowie. Od nich miała ponownie narodzić się ludzkość po katastrofie zesłanej przez Zeusa karzącego w ten sposób świat za jego niegodziwość. Krótko wcześniej rozmawiający z nim kapłan wypowiada nadzwyczajnie zagadkowe słowa.


To, co się u was i u innych ludów dzieje, zaledwie się utrwalić zdoła w napisach i w tym wszystkim, czego państwa potrzebują, kiedy oto znowu w swoim czasie, jakby choroba powrotna, przychodzą na nich strumienie wody z nieba i zostawiają spośród was tych, co pisma i służby u Muz nie znają – tak że na nowo od początku rodzicie się niejako, jakby młodzi. Nie wiecie nic ani o tym, co tu było, ani co u was było w czasach zamierzchłych. Te twoje rodowody, Solonie, i te historie, któreś opowiadał o tym, co u was, mało się różnią od bajek dla dzieci. Wy naprzód pamiętacie tylko jeden potop, a przed tym było ich wiele [2] – czytamy. To podczas ostatniego z wylewów miała zniknąć Atlantyda.

Na obrazie mit o Deukalionie i Pyrrze (fot. Herritage Images/ GettyImages).
Na obrazie mit o Deukalionie i Pyrrze (fot. Herritage Images/ GettyImages).

Wspólne mianowniki wszystkich opowieści o potopie

Formacje w Yonaguni do dziś są przedmiotem sporu między naukowcami. Fot. wikimedia/ Vincent Lou

Monumenty Yonaguni. Japońska Atlantyda czy cud natury?

Ze świata

Opisane powyżej historie są jedynie wycinkiem spośród wielu legend o potopie, które występują pod każdą szerokością geograficzną i w mitach wszystkich kultur świata. Wielka powódź przedstawiona jest zarówno w hinduskich świętych księgach o Wisznu, jak i w opowieściach z Dalekiego Wschodu czy w religijnych historiach Aborygenów i plemion z Afryki. Zbliżone podania znajdujemy także u Indian Ameryki Północnej i na Hawajach.   


Mity z różnych stron kuli ziemskiej różnią się od siebie w niektórych aspektach, ale wspólnym mianownikiem dla nich wszystkich jest fakt, iż w każdym z nich bogowie zsyłają na ludzi karę ze względu na czynione przez nich zło i niegodziwości. Także opowieść o uratowanej parze, która ocalała dzięki schronieniu się na statku lub małej łodzi, odnajdujemy w niemal każdym z podań. W większości z nich ocaleni zabierają ze sobą rośliny, zwierzęta i żywność, a cywilizacje ulegają całkowitej destrukcji. Znaczna część legend mówi również o wodzie sięgającej najwyższych górskich szczytów i o złych olbrzymach, którzy mieli być pierwszymi stworzonymi przez bogów istotami. 


Odkrywanie wspomnianych podobieństw sprawia, że stale poszerza się grono naukowców, którzy uważają, iż mogą być one, w formie zniekształconej, odbiciem jakiegoś prawdziwego wydarzenia i katastrofy mającej miejsce przed tysiącami lat. Wierzą oni, że pamięć o kataklizmie przetrwała w formie folklorystycznych i religijnych opowieści.


Jeżeli wspomnianą hipotezę przyjmiemy za prawdziwą, dojdziemy do wniosku, że ów kataklizm był zdarzeniem o charakterze globalnym, a nie lokalnym. Legendy o potopach nie byłyby więc inspirowane jedynie wylewami Tygrysu i Eufratu w Mezopotamii, Indusu w Indiach czy rzek lub jezior w obu Amerykach, jak obecnie oficjalnie przyjmuje się w odpowiedzi na pytanie o pochodzenie opowieści o wielkich powodziach.


Motyw góry, jak w opowieści o Noem, często pojawia się w mitach o potopie z całego świata (fot. Breslavtsev Oleg/ Shutterstock).
Motyw góry, jak w opowieści o Noem, często pojawia się w mitach o potopie z całego świata (fot. Breslavtsev Oleg/ Shutterstock).

Tajemnica Channeled Scablanbs

Trudne do wyjaśnienia zbieżności w opowieściach to jednak jeszcze nie wszystko. Naukowcy od wielu lat znajdują również ślady geologiczne, które mogą wskazywać na to, że Ziemia została kiedyś zalana. Tajemnicą dla badaczy pozostaje w szczególności jeden region. Mowa o Channeled Scablanbs, obszarze położonym w stanie Waszyngton w Ameryce Północnej. Teren ten jest jedną z największych zagadek geologicznych naszej planety. Na tym ogromnym obszarze znajdują się pozostałości po wielkich wodospadach, kotły i olbrzymie wąwozy między niezwykłymi skałami. 


Naukowcy sądzą, że ten apokaliptyczny krajobraz to wynik ponad 40 powodzi, które nawiedzały ów obszar w ciągu dwóch tysięcy lat. Co kilkaset lat miała wylewać tam woda z polodowcowego jeziora Missoula, znajdującego się w stanie Montana. Wspomniany akwen zajmował połowę powierzchni dzisiejszego jeziora Michigan. Mimo to powodzie mające miejsce między 15000 a 13000 r. p.n.e. były bardzo silne i gwałtowne. Niekiedy woda osiągała wręcz zawrotne prędkości. Możliwe, że powodziowa rzeka przemieszczała potężne ilości wód z szybkością do 130 km/h. 


To jednak – zdaniem wielu XX w. badaczy – nie wystarczyłoby, aby ukształtować coś podobnego. Długo sądzono, że teren rzeźbił się przez miliony lat. Trwająca przez dekady debata formalnie została zakończona w 1979 r., kiedy ostatecznie przyjęto teorię zaproponowaną przez Harleya Bretza. To właśnie amerykański geolog uważał, iż region został ukształtowany przez powódź. Wysunięta przez niego teoria początkowo w latach 30. została wyśmiana przez ówczesne środowiska akademickie. Mimo nagonki Bertz nie poddał się i wdał się w trwającą przez całe jego życie dyskusję z przeciwnikami swojej hipotezy. 


Finalnie doprowadziło to do tego, że w latach 60. jego badaniom przyjrzano się ponownie i poddano je analizie. Symulacje pokazały, że obszar rzeczywiście został ukształtowany nagle, a nie w wyniku trwających miliony lat procesów erozyjnych. Teorię uzupełniły jeszcze badania z 1999 i 2000 r., które we wnioskach konkludują, iż tereny te musiały być atakowane powodziami wielokrotnie. Nie wszyscy są jednak przekonani co do tej ostatniej informacji. Wzbudza ona wiele kontrowersji w środowisku naukowym.

Channeled Scablans ma naprawdę unikatową, w skali świata, rzeźbę terenu (fot. Zack Frank/ Shutterstock).
Channeled Scablans ma naprawdę unikatową, w skali świata, rzeźbę terenu (fot. Zack Frank/ Shutterstock).

Monstrualny wodospad i unikatowe „zmarszczki” w Ameryce

Dzieje się tak m.in. za sprawą unikatowych w skali świata, naturalnie wypiętrzonych wałów ziemi, które w Channeled Scablands osiągają niespotykane wielkości. Mają one niekiedy nawet ponad 50 metrów szerokości i 15 metrów wysokości. Są to pozostałości po cofającej się wodzie. Trudno wyobrazić sobie skalę zalania, jeżeli wiemy, że fale morskie w wyniku odpływu lub cofania się z plaży zostawiają po sobie w dłuższej perspektywie jedynie kilku- lub kilkunastocentymetrowe „zmarszczki”.  


W Channel Scablanbs są one nadzwyczajnie regularne i wydaje się niemożliwością, by z idealną dokładnością i w równych odstępach od siebie rzeźbiły się przez kilka tysięcy lat. Ich wygląd wskazuje raczej na to, że wszystkie powstały w wyniku tylko jednego zdarzenia. Obecnie nauka nie potrafi ostatecznie i definitywnie wyjaśnić ich pochodzenia. 


Eksperci mają również poważne problemy z jednoznacznym wskazaniem, w jaki sposób na wspomnianym obszarze powstał gigantyczny, suchy dziś wodospad, który miał, jak wyliczono, ponad 300-krotnie większą siłę niż wodospad Niagara i był od niego siedem razy większy.


Jednocześnie nie mają żadnych wątpliwości, że cykliczne powodzie wypływające z prehistorycznego jeziora Missoula były wynikiem topienia się lodowca, który znajdował się na północ od akwenu i regularnie go zasilał, znacznie podnosząc poziom wody. Niektórzy sądzą jednak, że nie rozpuścił się on – podobnie jak inne lodowce – w ciągu tysięcy lat, ale nagle w wyniku jakiegoś gwałtownego wydarzenia, być może kataklizmu.

Na zdjęciu teren będący pozostałością po olbrzymim prehistorycznym wodospadzie (fot. Zack Frank/ Shutterstock).
Na zdjęciu teren będący pozostałością po olbrzymim prehistorycznym wodospadzie (fot. Zack Frank/ Shutterstock).

Apokalipsa z młodszego dryasu

Katastrofy naturalne licznie występowały na Ziemi w okresie młodszego dryasu, który zaczął się około 13000 r. p.n.e. i był najtragiczniejszym czasem w dziejach naszej planety od momentu wyginięcia dinozaurów. Na Ziemi miała miejsce wówczas seria kataklizmów, które dziś można porównać do apokalipsy. Masowo płonęły i znikały prehistoryczne lasy, znacząco spadła temperatura na całym świecie, co oznaczało również wyginięcie wielu gatunków zwierząt. Nadto planetę pustoszyły huragany, potężne burze i trzęsienia ziemi. Znacząco podniósł się poziom mórz, powodując dziesiątki powodzi na obszarach przybrzeżnych i nie tylko. 


Nauka nie umie na razie wyjaśnić, czym spowodowane były bardzo dynamiczne zmiany klimatyczne młodszego dryasu i ochłodzenia, które nastąpiło w momencie, kiedy świat wychodził już z epoki lodowcowej. Najpopularniejsza hipoteza mówi, że w wyniku topnienia lądolodu w Ameryce Północnej wylały wówczas wody prehistorycznego, gigantycznego jeziora Aggasiz. Następnie prawie 10 tys. km sześciennych wody przedostało się do Atlantyku i zakłóciło jego cyrkulację termohalinową. Prąd zatokowy został zablokowany lub spowolniony. To miało ochłodzić całą półkulę północną. Problem w tym, że na poparcie wspomnianej teorii nie ma dostatecznych dowodów geologicznych i śladów powodziowych. 


Nieco inną opinię przedstawił w 2007 r. Richard Firestone. On i jego zespół przebadali nanodiamenty znalezione w osadach i warstwach ziemi z Ameryki Północnej. Mają one około 13 tys. lat i – jak się okazało – pozaziemskie pochodzenie. Na tej podstawie badacze – łącząc swoje dokonania z odkryciami dokonanymi na Grenlandii (temperatury spadły tam w pewnym momencie średnio o 15 st. C., a w kraterach znaleziono pozostałości substancji i fragmenty ciał niebieskich spoza naszej planety) – wysnuli wniosek, iż w tym czasie w Ziemię uderzył rój komet, prawdopodobnie Taurydy, lub meteoryt. Hipoteza ta jest uważana przez środowisko naukowe za kontrowersyjną.  


Mimo to coraz częściej mówi się, że może być w niej ziarno prawdy. Tak w Europie, jak w i całej Ameryce Północnej oraz na Bliskim Wschodzie naukowcy znajdują bowiem odłamki kosmicznego obiektu o podobnym składzie chemicznym i budowie. Przyjęcie takiej wersji oznaczałoby, że około 14 tys. lat temu niezidentyfikowany obiekt wleciał z dużą prędkością w atmosferę Ziemi.


Następnie „intruz” wybuchł i rozpadł się na wiele części, które spadły w różnych miejscach świata, powodując szereg eksplozji podobnych w sile do wybuchu bomby atomowej. Ziemia w wielu miejscach pękła, a w różnych regionach pojawiły się fale tsunami i wybuchy wulkanów. Niebo zostało przesłonięte pyłem. Słońce zniknęło. Morza, oceany i rzeki zalały dużą część świata, powodując nie jedną, ale serię olbrzymich powodzi. Ludzkość była wówczas bliska wymarcia, zarówno z powodu głodu, jak i z powodu powstałych zniszczeń.

     

RS


Źródła cytatów:


[1] L. Piccardi, W. B. Masse Myth and Geology, wyd. 2007

[2] Platon. Timajos, wyd. pol. 1986

[3] Duran, Diego. Historia Antiqua de la Nueva Espana, wyd. 2011

Więcej na ten temat